Od czego tu zacząć

Słowem wstępu, dla tych co przypadkowo wpadli na tego bloga, a chcą wiedzieć kto go prowadzi - krótka historia kim jestem i skąd się tu wzięłam na tym blogu.

Jestem szczęśliwą żoną i matką dwójki dzieci. Kilka lat temu, świeżo po ślubie, wykryto u mnie wielkiego wodniaka na jajowodzie. Wszyscy ginekolodzy u których zasięgnęłam opinii twierdzili, że normalnie kiedyś wysysano płyn z takich wodniaków, ale potem najczęściej wodniak się ponawiał, więc uważają że najlepiej po prostu wyciąć jajowód cały. Od razu zostałam zalana słowotokiem, że jak ktoś ma takiego wodniaka to zazwyczaj jest to tendencja i pewnie drugi jajowód też mam niedrożny, więc jeśli chcę mieć dzieci to tylko in vitro mi zostaje, a in vitro zazwyczaj za pierwszym razem nie udaje się, więc trzeba tak ze 20 tys. złotych mieć. Oniemiałam. Cicho zająknęłam, że w sumie to w moim przypadku to in vitro nie jest opcją.. ale to niezbyt go interesowało. Zgodziłam się na operację - został wyznaczony termin za około miesiąc. Cóż miałam robić, skoro wszyscy mówili to samo. Mając jednak wcześniej do czynienia z dietą warzywno-owocową dr Ewy Dąbrowskiej, od razu do niej napisałam. Odpowiedź była krótka - takiego przypadku jeszcze nie miałam, ale zdecydowanie dieta powinna pomóc. No to szczęśliwa wzięłam się do roboty.
Dietę już wcześniej przeprowadziłam raz, gdyż choruję na colitis ulcerosa, czyli wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Dieta uratowała mi życie. Po dwu-tygodniowej diecie i wykryciu wielu nietolerancji pokarmowych, których to pokarmów zaczęłam unikać, zaczęłam normalnie funkcjonować - kto chory ten wie o czym mówię. Do tego zniknęły nocne koszmary, które prześladowały mnie od ponad roku. Niesamowita sprawa. Wszystkich z chorymi w jakikolwiek sposób jelitami odsyłam na stronę dr Ewy, gdzie jest ona świetnie opisana i są wypisane miejsca gdzie taką dietę warto po raz pierwszy przeżyć.
Wracając do mojego ex wodniaka. Oto on w całej swojej czarnej masie:


a oto co z niego zostało po 2 tygodniach diety:


Komentarz lekarza : musiało dojść do wchłonięcia się samoistnego.. Tak. 

Jednak tak się stało, że nie był to koniec nieszczęść. Wkrótce zauważono, że właściwie to przez tego wodniaka nie zwrócono uwagi na to, że przecież mam torbielowatość jajników, co można de facto zauważyć na drugim zdjęciu. Oczywiście i tym razem zostałam poinformowana, że niestety oznacza to, że w ogóle nie mam owulacji, co potwierdził przeprowadzony w następnym cyklu test, i ze muszę przyjmować hormony praktycznie do menopauzy. Wiąże się to również z tym, że możemy nigdy nie mieć dzieci. To zabolało. To było nasze największy marzenie. Ale i tym razem napisałam do dr. Dąbrowskiej i tym razem odpisała mi, że miała już 3 takie przypadki - i że dieta, może trochę dłuższa, powinna to wyleczyć. Co za ulga. W między czasie pierwszy raz moja mama zetknęła się z hasłem Candida i powiedziała, że powinnam o tym się dowiedzieć coś więcej. Jak zaczęłam czytać stronę dr Andrzeja Janusa to poczułam, że różne moje symptomy się składają na kandydozę. Również torbielowatość jajników pasowała do tej diagnozy. Postanowiłam więc skumulować zasady diety postnej warzywno-owocowej i diety leczącej grzybicę Candida Albicans. 

Postanowiłam również tym razem pociągnąć dietę dłużej. Bardzo zależało nam na dzieciach i staraliśmy się już też dość długo, więc motywacji mi nie brakowało. Nie czułam na początku nic wyjątkowego. Jednak po dwóch tygodniach zaczął się ból w okolicach nerek. Straszliwy. Potem zrozumiałam, że to nie nerki mnie bolały tylko jajniki. Dostałam wysokiej temperatury - około  40 stopni. i utrzymywała się praktycznie bez przerwy przez prawie 2 doby. Zrobiłam w między czasie również badanie stanu zapalnego w organizmie. Okazało się że miałam CRP na wysokości około 240, gdzie z tego co pamiętam norma jest od 1-12. Czułam, i jak mnie domownicy zapewniali wyglądałam, jakbym umierała. Leżałam praktycznie w bezruchu w łóżku pod kołdrą i z trudem brałam od męża pojedyncze łyki wody przez rurkę. Dudniło mi w głowie tylko jedno przeświadczenie - że zarówno stan zapalny jak i podwyższona temperatura to działania obronne organizmu. To znaczy że walczy z czymś syfiastym. I czułam podświadomie, że będzie dobrze. Po dwóch dobach temperatura zeszła samoistnie. A ja pociągnęłam dietę jeszcze kilka dni i czułam że wystarczy. 

W następnym miesiącu zaszliśmy w ciążę.

Ostatnio po latach i po dwóch ciążach w których moje łaknienie sprowadziło mnie na złą ścieżkę zjadania olbrzymich ilości nietolerowanych pokarmów, znalazłam się w punkcie wyjścia, a nawet gorzej. Krwawienie jest niemal bez przerwy od ponad roku. Od pół roku intensywnie. Kilka razy próbowałam przejść na dietę warzywno-owocową, ale jakoś bez rewelacji.. albo znów łaknienie i mój osłabiony ciążami charakter wygrywał i po prostu co kroczek do przodu był, to zaraz dwa do tyłu. Oczywiście leków nie brałam i nie biorę. Dopiero teraz przypomniałam sobie o Janusie. O Candidzie. I puknęłam się w głowę. Jak mogłam przez te kilka lat zupełnie nie myśleć o tym. Zupełnie zapomniałam o zagrożeniu, że należy uważać na dietę jeszcze przez około 2 lata... a nie będę tu ukrywać, że jestem pies na słodycze. I nic sobie z tego zagrożenia nie robiłam. Chyba radość z zajścia w ciążę zasłoniła mi zdrowy rozsądek. Przechodząc do puenty, po rzuceniu się na internet, oglądaniu zwycięskich filmików na youtubie jak to ludzie za pomocą różnych niskowęglowodanowych diet cudownie cofali colitis do remisji oraz kupieniu i przeczytaniu dwóch książek na temat leczenia nieuleczalnych ponoć nietolerancji pokarmowych wróciłam w końcu w wyciągniętych z tej całej wiedzy wniosków o candidzie i postanowiłam tym razem na innych zasadach, trochę spokojniej ale bardziej konsekwentnie się z nią rozprawić. A potem i z moimi nietolerancjami, bo skoro jednak wygląda na to że można, to czemu nie spróbować. 

Ten blog to opis moich zmagań by ten cel osiągnąć. Oby przy okazji komuś, kto to przeczyta pomógł ... bo to by oznaczało, że mi też się udało.

1 komentarz:

  1. Dziękuję za otwartość, Twoja historia pomaga mi uwierzyć wyjścia z choroby jelit

    OdpowiedzUsuń